piątek, 10 grudnia 2010

SEN ZIMOWY

Wolna wola. Moja wolna wola jest niezwykle wolna. Wolno mi wybierać. Wybieram wolno. Powoli. Perfidną stroną posiadania możliwości wyboru jest ta, że można wybrać źle. Źle wybieram szybko.

Dziś wybór padł na sen zimowy. Zamarzam na miesięcy kilka. Nie będzie współistnienia i przenikania bytów równoległych. Ani potarć, ani pomasowań.

Bez wspinaczki na szczyty wspólnych pokalań i senności. Jeśli nie może być to Mount Everest... Wieżyca to za mało. Żadne pagórki. Żadne wzgórki. Żadnych miękkości i krągłości.

Pod warstwą grubych swetrów. Pod kurtką, czapką, pod szalikiem. Jest skóra, która śpi twardym snem niegłaskanym. Krążenie musi być - usta natarte śniegiem.

Królestwo białe. Mroźne i twarde. W nim wszystko jasne - czarno na biały. W nim wszystko rześkie i szczypiące. Do ssania sopel lodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byle grzecznie