Dziś wybór padł na sen zimowy. Zamarzam na miesięcy kilka. Nie będzie współistnienia i przenikania bytów równoległych. Ani potarć, ani pomasowań.
Bez wspinaczki na szczyty wspólnych pokalań i senności. Jeśli nie może być to Mount Everest... Wieżyca to za mało. Żadne pagórki. Żadne wzgórki. Żadnych miękkości i krągłości.
Pod warstwą grubych swetrów. Pod kurtką, czapką, pod szalikiem. Jest skóra, która śpi twardym snem niegłaskanym. Krążenie musi być - usta natarte śniegiem.
Królestwo białe. Mroźne i twarde. W nim wszystko jasne - czarno na biały. W nim wszystko rześkie i szczypiące. Do ssania sopel lodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byle grzecznie