czwartek, 30 września 2010

ROZMOWY O NICZYM

Porozmawiajmy sobie o niczym. O tym, że znów spałeś za długo a rano skończyły się papierosy. Że czasem tęsknisz, ale nie za często. Że to dość trudne być jakimś. I może nie jesteś żaden skoro nie jesteś jakiś. Miło byłoby posiadać grubą kreskę, tłusty, flamastrowy kontur. Kończyć się dokładnie tu, a zaczynać tam właśnie. Móc powiedzieć oto ja - taki właśnie jestem, to lubię, tych kocham, nienawidzę tego i tego. Wiedzieć czego się chce nie tylko czego się nie chce. To dziwne posiadać jedynie antytezę, tezy nie posiadać.
Byłoby ulgą wielką zawrzeć siebie samego w foremce jak do pieczenia ciastek. Wlać się gęsto w metalowe obramowanie, wypiec na rumiano i być już takim stałym i chrupiącym.
Potem już tylko lukrowanie. Lukrujcie, chrupcie i chwalcie, że taki pyszny, że w smaku taki wyraźny.

Pogadajmy zupełnie bez głębi. Że kolejny wieczór przy barze, że znów przytulane cudze dzieci, chwalone cudze żony i kochanki. I powrót do domu z taksówkarzem znajomym bądź na piechotę. Że w portfelu zdjęcie kobiety zbyt młodej i nieswojej. Miało być inaczej, miało być ciepło i w końcu dla kogoś. Bo ileż można dla siebie i sobie tylko.
Potrzeba banału dla dwojga.

środa, 22 września 2010

SOBOTA, GODZ. 4.27

Ja nic nie chcę mówić, ale powiem ci, że nie chce mi się dzisiaj gadać. To po krótce. Po krótce to tak wygląda, że ja cię szanuję. Szanuję cię, szanuję... no czy ja ci kiedyś ubliżyłem? Ale powiedz, tak szczerze, ale szczerze powiedz - ubliżyłem ci? Ja bym ci nigdy, nigdy! bym ci nie ubliżył! Bo ja cię szanuję właśnie! Szanuję kurwa! O! I pierdolę całą resztę! Wiesz co oni mi mogą? O tyle - tyle mi mogą! Złamasy jedne, kutafony jebane... ale z tobą to co innego. Zawsze cię szanowałem! Zawsze kurwa! I gdyby ci ktoś kiedyś coś to ja ci powiem, że ty mi od razu powiedz i ja ich wszystkich o tak! o tak jak karaluchy takie rozumisz... ale ty mi obiecaj, że jakby co to ty mi powiesz, obiecaj mi! - o - no właśnie.. bo se mogą gadać co chcą ale ubliżyć to ja ci nie dam, ja zawsz ale to zawsz po twojej stronie, i wtedy co pamiętasz, no wtedy co my tam, a oni - no pamiętasz?... to wtedy ja też za tobą byłem...i mów se co chcesz ale ja ci tylko tyle powiem..

POJAWIA SIĘ I ZNIKA

Czy to mądre wojować teraz o Atlantydę? Nie można bić się o miłość, której nie ma. Tobie znów się przywidziało, ja się znowu trochę oszukałam. To taka gra w robienie w balona, w robienie pod górkę i w robienie dzieci. Gra w przytulanki i odpychanki. Gra w sentymenty i nostalgie, w znamiona choroby psychicznej, w zespół abstynencyjny, w trochę inną przemoc. W chcę ale nie chcę, w małego chłopca i Smerfetkę, w pamiętam, w zapominam, w oczekiwanie nieoczekiwanego. Ja pionek i Ty pionek.

CZARODZIEJKA

Pani Czarodziejka ma spódnicę i duże piersi i głowę pełną pomysłów. I często powtarza, że pogniecione 10 złotych to wciąż 10 złotych. I zarabia tym, że jest dobrym i mądrym człowiekiem. Ona ma zawsze fantazję i stos niestosownych pytań. Adwokat diabła w zakrystii. W pokoiku na stoliku stoi Matka Boska Od Biednych i Głupich i budzik co odmierza 60 złotych. Przy stoliku na taboreciku Natka Boska i Pani Saperka Od Bomb Emocjonalnych i czas, który się odmierza do ostatniej kropli krwi.

piątek, 17 września 2010

BO FANTAZJA JEST OD TEGO

U-ra-bu-ra-szef-po-dwó-ra!

Skończyła wyliczankę Wioletka i padło na Dyzia. Dyzio-Szef zadumał się na krótko, podłubał w nosie brudnym palcem wskazującym prawej dłoni i posłał w przestrzeń babolowy pocisk.
- Dziś będziemy tępić demony - zarządził.
Beatka zafrapował się nielicho, gdyż z całego podwórka tylko ona posiadała już okres i okazjonalnie dawała zobaczyć kolegom majteczki.
- Nie. Ja się tak nie bawię - zaprotestowała.
- Bawmy się w księdzów i gosposie - rzucił Albercik i oczy mu błysnęły złowieszczo trochę.
Nikt jednak nie chciał smażyć schabowych i siedzieć proboszczowi na kolanach.
- Pobawmy się w krzyż! - radośnie pisnął Cypisek i dzieci zaczęły zbroić się w kamienie, maczety i brzydkie charaktery. Psikusom nie było końca.

czwartek, 16 września 2010

KRASNOLUDKI

Tak to już jest na Ulicy Krasnoludków. W małych spodniach, krótkich kurtkach, za małych czapeczkach, tycich bucikach z darów. Dzielimy włos na czworo i skórę na niedźwiedziu. Tak - dzielimy się. Dzielnie się dzielimy. Na równe, eleganckie, wielce estetyczne, szczupłe i białe kreski. Stuk stuk stuk, szur szur, stuk stuk, szur. To dla ciebie, to dla mnie. Zamykamy oczy i wciągamy się przez nos - ja ciebie, ty mnie. I mamy się świetnie, imamy się wszystkiego co gładkie, śliskie, kryształowe. Na chwilę krótką olbrzymi. Silni, wszechmocni i wszechmogący. Oczy dookoła głowy. Resztkę prawdy wetrzemy w dziąsła. Poszperamy jeszcze po kieszeniach, zapalimy na spółę taniego papierosa. Potem znów skarlejemy.

niedziela, 12 września 2010

STUKOSTRACH

I tak sobie trwamy w półnonsensie - ja i on - mój prywatny, wewnętrzny Stukostrach. Stukamy się, straszymy, stukamy na pogodzenie i godzimy w strachu. Wypycha mnie z łóżka, tuczy jabolem jak gęś jakąś, a rano lewatywa i od nowa. Taka jest między nami zmowa- żeby nic i nigdy na całość, żeby wszystko po połowie. Bo tak to teraz działa sprawnie - wszystko na pół. Kochać nie wolno na zabój i nienawidzić do obłędu też nie. Wolno za to letnio, letnio i wolno nam wolno. Poskubać ale nie ugryźć, popłukać ale nie połknąć, pochylić się ale nie wypinać. Pokaż ramiączko tajemnicza kobieto, ale zasłoń sutki dziwko. Bądź letnia, letnia bądź.

Stukostrach trzyma smycz. A na smyczy pies, co wyje do księżyca, pies co chce, ale się boi, pies wierny ale mierny. Miernota to taka kobieta, co wszystko robi na pół. Na pół je i śpi, na pół jej zależy a na pół nie, na pół się oddaje, na pół żyje. Tylko swoje pół litra wypije w całości i w całości umrze. A jak w szklance jest pół, to dolewa do pełna choć ręka jej się trzęsie. Duszkiem wypija to piwo w połowie rozgazowane co je sobie sama nawarzyła. W nocy będzie spółkować ze swoim Stukostrachem. Dziś odda mu się cała.

poniedziałek, 6 września 2010

KOLEKCJA LATO 2010

Pachniało leniem śmierdzącym, małymi dziećmi, mężczyznami dojrzałymi fizycznie, balsamem kakaowym, przetrawionym alkoholem, wytarzanym w błocie psem. Spaloną na popiół skórą, papierosami z jego ust, kiblem w PKP, kisielem owocowym i wędzoną rybą. Pachniały pieprzyki na plecach, włosy wymoczone w chlorowanej wodzie i pizza jedzona na zimno. Okrągłe lizaki z każdej kieszeni, lody z dżemem, ogórki kiszone z miodem i jabłka z zielonym octem. Pachniało kwaśno lekkim zboczeniem, świeżą klimatyzacją i herbatą na odchudzanie. Brudnym jeziorem, rozgrzanym silnikiem, tabletkami na ból gardła i miętową gumą do żucia. Pachniało starym olejem do smażenia frytek, zmywaczem do lakieru, lakierem czarnym i niebieskim. Pachniało modnymi wodami zamkniętymi w butelkach, koszulą w kratę, kremem na zmarszczki, twardymi nektarynkami i muszkami owocówkami. Pachniały dropsy na uśmiech, znoszone sandały, szalik w groszki i mokry kot na drzewie.

A teraz coś jakby szambo...

niedziela, 5 września 2010

NATY-CHA

Można sobie zadać pytanie czy to jest przyjaźń czy to jest macanie. Ale po co? Bardzo wygodnie jest być tanią dziwką. Za jedyne dwa martini z cytryną i lodem robi to tyłem i przodem. A dorzucić do tego paczkę chrupek - fiu fiu rzekł wróbelek Ćwirek - to już będą nocne wygibasy. Konkret - rozumisz. W wojnie na trzy łóżka i cztery poduszki wygrywa ten, kto potrafi odłożyć mózg, serce i żołądek na nocną półeczkę, zgasić czerwoną, burdelową lampkę, zacisnąć mięśnie Kegla, oddać się kilka razy na różne sposoby po czym wypluć całą zawartość właśnie napełnionych wewnętrznych korytarzy. Z rana wypić jakby nigdy nic zimną kawę, dać sobie rozgrzeszenie i planować kolejny zamach na wartości, w które się nie wierzy jak należy.

Jeśli kliknięć w guziczek jest za dużo i za często, można użytkowników zabanować ale to ich tylko wkurwia. Lepiej więc pozwalać klikać do woli i do bólu. Wilk syty, owca przeleciana, baca leczy kaca. Bardzo źle jest wierzyć w coś, co się pojawia i znika. Józek, nie daruję ci tej nocy, ale możesz kupić ją po taniości kochanieńki. Rabacik, karnecik, rurka, dziurka, lodzik miodzik. Droga do nieba jest piekielnie długa i frykcyjnie ruchliwa. Laska ebonitowa służy do elektryzowania przez tarcie. Trzeba więc pocierać żeby było napięcie i wyładowanie. Elektrony ruszą do ataku. To takie miłe, kiedy czasem boli. I nie ma co płakać - do wesela się zagoi. Chyba że się nie zagoi- wtedy nie wiem co ale zwrotów nie przyjmujemy. Kiedy ma się lat tyle a tyle to nie ma dziwne, że skóra zaczyna cierpnąć. Nie moja wina, że nic mnie nie natycha, więc odpuść nam nasze winy jako i my sobie czasem odpuszczamy, bo nam się nie chce.