niedziela, 31 stycznia 2010

NA ZDROWIE

- Dzień dobry. Mam coś z dynią. Może mi pani pomóc?

- Witam. Proszę usiąść. Założymy pani cewnik i nakarmimy leguminą.

- Ale ja jestem chora. Na głowę, proszę pani.

- Na głowę najlepiej piękny kapelusz. Chyba że zima i mróz, to lepiej czapkę uszatkę.

- Po co mi pielucha skoro mam już cewnik?

- Wytniemy Pani serce. Bez znieczulenia, na żywca ciąć będziemy. Kiedy zesra się pani z bólu, to będzie wdzięczna, że pampers jednak jest.

- Ale ja na głowę chora jestem, nie na serce.

- Pani, nie dyskutuj pani. Serce jest przereklamowane. Lepiej rusz pani głową.

- A co z tym sercem będzie?

- Sprzeda się gdzieś w lumpeksie.

WIECZOREM

- Boli? - zapytał barman patrząc i jakby współczując.
- Tylko wtedy, gdy się śmieję - odpowidziałam udając, że nie wiem o co chodzi.
2 Żywce, 12 złotych i kątem oka jakby ktoś znajomy... i śmiałam się i udawałam, że wcale nie.
- Daj spokój, to bardzo zdrowe - przekonywała Mała i głaskała czule po nerkach.
- Nienawidzący są widzący. Widzisz więcej niż cała napita reszta - Mała nie odpuszała.
A przecież byłyśmy równie nieczeźwie co nietrzeźwie. Nie przejmowałam się, bo po co. W domu czekał on - Scyzoryk scyzoryk tak na mnie wołają. Kochanek doskonały: ostry, bezlitosny, głuchy i cięty. Zimny, małomówny ale skuteczny. Niezawodny.
- Zapadniesz się dzisiaj? - nie dawała za wygraną.
- Nie bardziej niż zwykle - odpowiedziałam tracąc z oczu jego, siebie i całą gówno wartą resztę.

sobota, 30 stycznia 2010

PODRÓŻE NOCĄ

Mamut postawił przede mną talerz z ogromny stekiem, pieczonymi ziemniakami i smażoną cebulką. Zamrugałam ze zdziwieniem i chwilę przyglądałam się zawartości talerza. Przeniosłam wzrok na Mamuta, znów na talerz, na Mamuta... czy to już to? Czy juz zaczęła przekwitać i dlatego robi takie dziwne rzeczy? Co to mięso robi w moim obiedzie?
Zeus przyglądał się swojemu kawałkowi padlinki i wnikliwie analizował i porównywał rozmiary mojej porcji z jego własną.

Ku mojemu wielkemu zaskoczeniu bezwolne zaczęłam kroić swój kawał mięcha i przyglądać się wypływającej z niego cieczy. Żołądek fiknął koziołka. Pierwszy kęs...drugi... trzeci.
Wygrzebałam cebulkę i pieczone kartofle. Stek odsunęłam na bok. Nie dam rady. Mamut skrzywił się i przewiercał mnie wzrokiem.

Nagle huk i warczenie. Zerwałam się od stołu z ulgą porzucając posiłek. Za oknem kosiarki i koparki przebijały się przez teren wokól naszego domu.
Puk puk. - Dzień dobry. Nie chcieli państwo sprzedać domu i terenu za wcześniej proponowaną kwotę, teraz musicie oddać teren za darmo i wyprowadzić się w ciągu pięciu minut. Buldożery nie będą czekały aż opuścicie budynek.

Rzuciłam się do pakowania. Pięć minut? Co zabrać? Książki? Tak - te z biblioteki najpierw inaczej zapłacę karę. I notatki na egzamin bo inaczej obleję. Komputer, trochę ubrań. Dokumenty! Gdy w amoku biegałam po domu, Mamut siedział na łóżku i tępo patrzył w ścianę. - Mamucie, pakuj się! - krzyknęłam. Warczenie za oknem przybierało na sile. - Żyjemy w kraju bezprawia - mamrotał Zeus przeżuwając resztki obiadu.

Pod dom podjechał dżip full wypas. Elegancki starszy pan w środku. Wybiegłam przed dom machając rękam i przeklinając wszystkie niesprawiedliwości tego świata.
- Co to?! Jak to?! Tak nie można! Uczciwych obywateli chcecie, że tego...tamtego.. - ksztusiłam się gniewem i śliną.
- Miła pani, czy zechciałaby mi pani udzielić rady? Mam 60 lat i wciąż mieszkam z mamusią. Uważam, że to już lekkie zboczenie i trochę mam nawet zryty beret, czy mogłaby mi pani udzielić rady i wskazówek, jak wyjść z tej sytuacji?
Podrapałam się po głowie.
- Tak, znam dobrego specjalistę i sama też mogę pomóc - zaczęłam zaskakując samą siebie.
- Widzi pan, problem pana polega na tym...

Dryyyyyyyyyynnnn.... budzik zaatakował, usiadłam z wrażenia na łóżku. 15.27.. czas zacząć dzień.

piątek, 29 stycznia 2010

BYĆ MODNYM NIE-SWOBODNYM

Taki pancerz jest solidnym odzieniem. Lekki, ciepły, bezpieczny i uniwersalny. Wszystko się od niego odbija i wszystko po nim spływa. Przez pancerz nie przenika nic złego [a dobrego?]. Pancerz trzeba sobie misternie samemu utkać, żeby był wygodny i idealnie dopasowany.

Bierzemy nitki wdupiemania i nicnieczucia, włóczkę cyniczkę, guziki obojętniki i łatki olewatki. I zaczynamy szyć. Ściegiem asekuracyjnym, zbrojnym, ofensywno-defensywnym łączymy wszystkie elementy. Kto chce, może dodać koronki z ironki. Zimą - żeby cieplej było i łatwiej się go nosiło - skuteczna jest podpinka z mocnego drinka.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

ĆWIERĆWIECZE

Panna N. ocknęła się w nocy. Powody były co najmniej niejasne. W pierwszej chwili wydawało jej się, że czuje nad sobą odór 12 letniej whisky. Dopiero po drugim łyku zielonej herbaty, którą to parzyła co wieczór na wypadek stresujących okoliczności, zrozumiała co ja wybudziło. Śnił jej się duchowny i nie był to David. Freudowskim zwyczajem zaczęła analizować. Odrzuciła od razu koncepcję pójścia do zakonu, bo przecież nie cierpi połączenia bieli i czerni, a i kiedyś obiecała sobie, że jedyna czynność która przynosiłaby jej satysfakcję na klęczkach to cyklinowanie podłogi. Przypomniała sobie, że nie był to jakiś klecha tylko kardynał ! Bo jak inaczej ? – pomyślała. Nikt o niskiej randze nie odwiedzałby mnie w snach – istotny śniący to istotna figura pojawiająca się w snach. Ten niewątpliwy awans snu wywołał u niej szemranie w kąciku, bo pełnym uśmiechem tego nazwać nie można. Kolejne łyki herbaty, która miała przynieść ukojenie, wprawiły ją w dziwny hiper nastrój. Czyżby była posłodzona ? Przecież ja nie słodzę ! Hmm... mało istotne pomyślała – skupię się na kardynale. Zapaliła lampkę nocną, chwyciła za kartkę i przykładem przedszkolaka zaczęła rysować drzewko (była świadoma, iż jej umiejętności plastyczne zatrzymały się właśnie na tym etapie). Co kojarzy mi się z kardynałem ? – mmm...z jej gardła wydobył się niskiego tembru pomruk. Krzyż ? Nie – to stanowisko jest już obsadzone. Świecąca biżuteria ? zaraz...jestem przecież wroną, a nie sroką. Kolejny łyk herbaty miał skierować myśli na dobre tory. Cholera ! są tory ,a przydałby się jeszcze Bourbon. Kardynał, Kardynał, Kardynał... Kardio, Karyka, Kraken, Kardy... Kardynalne ! Tylko co Freud i ogólnie psychologia ma kardynalnego ? Westchnęła , popatrzyła na zegarek i uświadomiła sobie, że jeśli zaraz nie przytuli się do poduszki to prześpi, nadawaną przez SAT 1, poranną powtórkę Joanny D’arc. Zależało jej szczególnie na fragmencie w którym to Joanna, właściwym kobiecie swojej postury, barytonem narzecza dolnoniemieckiego mówi „Aber mein Konig”. Clic ! Wszystko zrozumiała. Jej sen mówił o kardynalnych cnotach. Czy to zbieg okoliczności iż taki sen przyszedł do mnie w ćwierćwiecze ? Podrapała się po głowie po czym odwróciła kartkę i zaczęła pisać : „jest ich 6...” :
1. Duchowość
Krzyż mam (nawet spory) , aniele boże znam, a do tego lubię wódkę – spiryt to spiryt, nie? Co więcej – gdybym wybrała się na kurs prawa jazdy to nauczycielowi wzrosłaby pobożność („mój boże” !). Nie dość, że jestem, to jeszcze mogę inspirować.

2. Wstrzemięźliwość
Tutaj mam prawdziwe pole do popisu – zakrzyknęła ! Skutecznie powstrzymuję się przecież przed sprzątaniem, a w szczególności zmywaniem podłogi (co więcej – jest tutaj pewna metoda – z trudem odrywając nogi od lepkich kafelków ćwiczę moje mięśnie czworogłowe) – szybko zerknęła pod kołdrę, a gdy wyjrzała, szemranie z kącika ust zamieniło się w pełen uśmiech. Skutecznie odkładam też wszystkie diety (po 1 bo po co, a po drugie bo ćwiczę właśnie wstrzemięźliwość)

3. sprawiedliwość
Trzeba mi oddać, że jestem bardzo elastyczna w tej kwestii – często uważam, iż sprawiedliwym jest, podczas wyznaczania obowiązków domowych, wyznaczenie mnie do przyprawienia sałatki. Innym razem sprawiedliwe jest gdy podczas zebrania opieprzam innych za to, że nie napisali tego, co mieli napisać, a usprawiedliwiam siebie swoim lenistwem. Dewizą jest rób tak jak Ci mówię, a nie jak sama robię.

4. Odwaga
Hm... w pierwszej chwili pomyślała o porównaniu się do jakiegoś zwierzątka.. hmm – suślica ! Ale nie, coś tutaj nie grało – suślice śpią przecież całe dnie, a ja funkcjonuję od wschodu do zachodu. Lwica ! No niech będzie. Zresztą muszę być odważna skoro każdego dnia wstaję po to, żeby stawić czoła niektórym ćwierćinteligentom. Trzeba być odważnym żeby rzucić się w wir życia.
5. Miłość
Zaczęła dumać...
Kocham mojego pieska, kocham moich rodziców, kocham brata, kocham przyjaciół. On pewnie też mnie kocha (Bourbon znaczy się). Może czasami się w tym gubię i nie wiem do końca, o co w niej chodzi, ale przynajmniej wiem co lubię.

6. Mądrość
W swoim stylu chrząknęła z pogardą, bo jest przecież osobą,która nie dyskutuje o sprawach oczywistych.

Ostatni punkt odhaczony.
Łyk herbaty, zaraz zaraz - a fe ! – zostały już tylko fusy. Pomimo tego, że sypiam jak w taborze, to jest to zadanie dla prawdziwej cyganki... wdech, wydech.
Jestem panną N., mam 25 lat. Posiadam wszystkie 6 kardynalnych cnót – jestem wspaniałym człowiekiem. Gdyby tylko skromność była na tej liście – napomknęła, to powinni mi dać z miejsca profesurę. CLIC ! Lampka zgasła. DOBRANOC.


[by O. - Dziękuję]

niedziela, 17 stycznia 2010

BOSKA KOLEJ RZECZY

- I jakie masz plany na dzisiaj?

- A takie tam... postanowiłam zostać Królem Świata.

- Jak to? To rząd dusz już ci nie starcza?

- Wolę służbę, pałac i prywatny odrzutowiec.

- A te wszystkie ołtarze, które ci postawili?

- Sprzedam na allegro.

piątek, 15 stycznia 2010

TRENING OSOBOWOŚCIOWY

- Nie mazać mi się kurwa, bo nie będzie kisielu na deser!
Padnij! Powstań!

- Wytrzeć rozmazany tusz, 50 pompek!
Padnij! Powstań!

- Powtarzamy: "W dupie cię mam, bądź sobie sam!"
Padnij! Powstań!

- Głośniej - kurwa - głośniej!
Padnij! Powstań!

środa, 13 stycznia 2010

BOSKA PRAWDA 4

...

- Gadasz bzdury bejbe.
- Tak - zgadza się. Gadanie bzdur to w ogóle jeden z moich największych talentów.
- Gdybym miał teraz piwo w ręku, to bym za to wypił.
- Gdybyś miał teraz piwo w ręku, to w końcu miałbyś coś, co mi sie podoba.

...

poniedziałek, 4 stycznia 2010

OBIAD U BOSKICH

Zeus zawisł nad parującym talerzem pełnym karkówki w kapuście i pieczarkach.
- Cóżeś się tak za...za...za.... – próbowałam znaleźć odpowiednie słowo, które złośliwie schowało się w ostatnich fałdach mojego mózgu.
- Zasapał? – rzucił znad talerza Mamut.
- Zamyślił? – pomagał z nadzieją Zeus.
... - Zasępił! Cóżeś się tak zasępił! – zabulgotałam radośnie krztusząc się pierogami. – Czyż to nie piękne, staropoetyckie i myszką trącące określenie?! – puszyłam się i promieniałam.
- Stare? – zdumiał się tatko. – To coś jak kutasik – powiedział wbijając zęby w padlinkę umaczaną w sosie. – Wiecie co to kutasik? - kontynuował.
- To chyba taka szabelka - Mamut zarumienił się wbijając wzrok w kartofla na widelcu.
- Szabelka?...chyba nie...szabelkę to się wkładało do pochwy, a kutasik...
- ...to taki pompon, frędzel noszony przy pasach szlacheckich kontuszy. Coś, co może się huśtać, dyndać, no zwisać – dokończył śpiesznie Zeus przeczuwając, że rozmowa zmierza w złym kierunku.
Mamut zachichotał nerwowo i przechylił szklankę z różową oranżadą.
Mhm...Kontusz to też ładne słowo...

piątek, 1 stycznia 2010

PODWÓRKO

- ...28, 29, 30... Szukam!!!
- Ej! Co za szmata! Podgląda! Idzie i looka menda jedna! Nie bawię się tak kurwa!

o.O