poniedziałek, 31 października 2011

WYLIŻĘ KAŁUŻĘ

Wyprane czapki, rękawiczki, szaliki. W misce brudna woda. Pachnie chemia. Z szalika wyszły nici. Z guzików jak z oczu kapią tłuste supły. Połykam kłaczki co drapią w gardło jak zachłyst wódką. Odbija się białą watą. Katar koloru ecru. Zielone gluty są passe. Podobnie blond żółte pasma. Z dziurki na brodzie wyliżę kałużę. Zrobię psikusa na drucie. Z życzeń pobożnych można wytrzeźwieć. Z jajeczkowania wyleczyć. Z grubsza schudnąć. Kaca jak chuć da się przespać lub rozchodzić.

poniedziałek, 24 października 2011

ZWIERZĘ

Zwierzę Ci się. Zwierzę. Ja zwierzę, Ty zwierzę. O kolana otrę i uda, z ogonka spadnie gumka, poczochraj, poszuraj, pogmeraj, wycieraj. Złożę na pu...o tu o tu o tu. Pod kartkami z kalendarza nic ważnego się nie zdarza. Z wytartymi, bladymi, wyparzonymi, zapomniany-mi MY. MI. MY. MI. MYMI.TWYMI.MIMY. Dwa mimy. Miny do-się-co-się zowie jak krowie na rowie. Przecież ci mówię, że lubię i chciałabym, dałabym. A jak! - za darmo przecie! Przelecie. Cie. Bo pięknyś, niewiernyś. I dawno i mocno, wysoko i nisko, urwisko - ja na nim, a zanim wyskoczę, a za nim wyskoczę, potoczę kamienie, dwa cienie, w tym mój cień i twój cień, ten odcień tak czarny, wulgarny, w rozkroku, po roku, po dwóch trzech i czterech, po pięciu, po plecach, po cięciu, po zgięciu mój zięciu! Wariatkę -mnie ze mnie? - nic z tego. I nie liż już wzrokiem, nie słuchaj palcami, my sami, za nami te lata smoliste, te gęste, cieknące, z upałem i zimą, mrożące, palące. I biegniesz i biegniesz i biegniesz co tchu, to tu, to tu, to właśnie już tu. I ona na schodach, ach szkoda ach szkoda, że taka jest blada - nie mówi nie słucha, a jeszcze przed chwilą... i nie ma już ducha. Nie powie i nie zje, nie klęknie do ssania.

Od dziejów zarania w wypięciu zamiera. Twój palec malutki już w niej nie poszpera.

Bogumacica Kwaśnica.

Amen.

środa, 5 października 2011

MAŁGORZATA

Małgorzata ma dziś jasne myśli. Niebo posiniało i dusi się, a ona ma myśli wbrew niemu. Pochylona nad brązowym stołem oddycha lekko, palec oblizuje i przykleja pyłek z cukru. Małgorzata je galaretkę z wiśniami. Chłodna galaretka kładzie się na języku. Małgorzata rozgniata językiem wiśnie, w ustach rozpuszcza różowe ciało lepkie. Ma ciemne włosy i zgrabny nos. I palce ma długie, wiśnie wpycha pod migdały prawie, lekko się dusi. Małgorzata przekłada kartki białe między palcami i jest taka ładna. Spokojna jest choć wokół szum i trzask i pryski maszyny do kawy. A ona patrzy. Prosto - na bladą dziewczynę z plecakiem. W bok - przez okno na tramwaje i światła. W górę - na komary roztrzaskane przy lampie. Właśnie liże biszkopt. Dotyka językiem miękkiej, wilgotnej powierzchni, sięga po serwetkę. Usta wyciera od soku i szminki. Okruchy strzepuje szybko i lekko. Krzesło skrzypi, Małgorzata nuci ustami pełnymi wiśni i śliny. Ślina cieknie. Małgorzata cieknie. Blada dziewczyna z plecakiem podaje jej swoje palce i ociera śluz z policzka. Wychodzą.

poniedziałek, 3 października 2011

WYSTROIĆ SIĘ

Rozejrzyj się we mnie. No chodź. Rozepnij na plecach skórę jak czerwoną sukienkę. Pociągnij suwak w dół do granicy która dzieli ciało na dwa pośladki. Rozchyl na poły mięśnie i ścięgna i żyły. Zsuń z ramion worek skóry łatany pieprzykami. Zrobiona z kręgosłupa co gnije i śmierdzi, z tkanki postnej. Między trzecim a siódmym żebrem jest worek z mydlinami. Zamocz dwa palce. Dmuchaj. Pękają?

Można ciało miękkie poporcjować. W kościach wyrzeźbić wszystkie byłe, obecne i przyszłe. Nanizać na nitkę dwie kulki oczu, przypiąć język jak broszkę. Na palec wsunąć obrączkę z poplątanych włosów. Z żył zrobić sweter śliski, maź i tłuszcz wklepywać w ciało. Pierś przyczepić jak breloczek. Nastroić się. Wystroić się we mnie.