poniedziałek, 24 października 2011

ZWIERZĘ

Zwierzę Ci się. Zwierzę. Ja zwierzę, Ty zwierzę. O kolana otrę i uda, z ogonka spadnie gumka, poczochraj, poszuraj, pogmeraj, wycieraj. Złożę na pu...o tu o tu o tu. Pod kartkami z kalendarza nic ważnego się nie zdarza. Z wytartymi, bladymi, wyparzonymi, zapomniany-mi MY. MI. MY. MI. MYMI.TWYMI.MIMY. Dwa mimy. Miny do-się-co-się zowie jak krowie na rowie. Przecież ci mówię, że lubię i chciałabym, dałabym. A jak! - za darmo przecie! Przelecie. Cie. Bo pięknyś, niewiernyś. I dawno i mocno, wysoko i nisko, urwisko - ja na nim, a zanim wyskoczę, a za nim wyskoczę, potoczę kamienie, dwa cienie, w tym mój cień i twój cień, ten odcień tak czarny, wulgarny, w rozkroku, po roku, po dwóch trzech i czterech, po pięciu, po plecach, po cięciu, po zgięciu mój zięciu! Wariatkę -mnie ze mnie? - nic z tego. I nie liż już wzrokiem, nie słuchaj palcami, my sami, za nami te lata smoliste, te gęste, cieknące, z upałem i zimą, mrożące, palące. I biegniesz i biegniesz i biegniesz co tchu, to tu, to tu, to właśnie już tu. I ona na schodach, ach szkoda ach szkoda, że taka jest blada - nie mówi nie słucha, a jeszcze przed chwilą... i nie ma już ducha. Nie powie i nie zje, nie klęknie do ssania.

Od dziejów zarania w wypięciu zamiera. Twój palec malutki już w niej nie poszpera.

Bogumacica Kwaśnica.

Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byle grzecznie