poniedziałek, 31 października 2011
WYLIŻĘ KAŁUŻĘ
Wyprane czapki, rękawiczki, szaliki. W misce brudna woda. Pachnie chemia. Z szalika wyszły nici. Z guzików jak z oczu kapią tłuste supły. Połykam kłaczki co drapią w gardło jak zachłyst wódką. Odbija się białą watą. Katar koloru ecru. Zielone gluty są passe. Podobnie blond żółte pasma. Z dziurki na brodzie wyliżę kałużę. Zrobię psikusa na drucie. Z życzeń pobożnych można wytrzeźwieć. Z jajeczkowania wyleczyć. Z grubsza schudnąć. Kaca jak chuć da się przespać lub rozchodzić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byle grzecznie