środa, 11 maja 2011

DZISIAJ

Dzisiaj jest bardzo nieświadome swojej daty. Zaspało i nie zapłaciło rachunków. Dzisiaj miało się na wódkę spotkać z Wczoraj, ale Wczoraj mówi, że dzisiaj nie może, a jutro to dla niego za późno. Że nie ma czasu. Że go jutro Dzisiaj już nie zastanie. Dzisiaj ma głowę na karku, ale w głowie groch z kapustą. Twarz mu się pomarszczyła i zaciągnęła chmurą z brudnego papieru po kanapkach. Pogoda do dupy, zimno, twardnieją sutki i plecy posypują się kaszką z gęsiej skórki. Łatanie dziury w całym.

Pies ogrodnika ma na imię Miły. Miły lubi gnaty i wszystko co można obsikać. Dzisiaj Miły szczekał na wiatraki. Długo i groźnie i żal go było. Miły chciał suki. Z chrypką i bolesną stójką poczłapał do budy o szklanym dachu i suficie. W misce stygły kurze serca w słodkich migdałach. Dzisiaj albo Coś go ugryzło. Wyschła mu ropa w kąciku oka i wyglądał brzydko. Pożyłby nawet z kotem ale co to za pożycie.


czwartek, 5 maja 2011

SŁOŃ

Taki dzień. Szary, duży i śmierdzący. Pomarszczony. Dzień z trąbą co wyżera fistaszki. Dzień ważony w tonach. Taki, co spryskuje się błotem i piaskiem. Na czele z szarą samicą. Dzień co wydala 90 kilo wydalin. Święci mnie wodą z kałuży. Karmi zielonym zielem. W górę spójrz. To patrzę. I czuję. I śmierdzę tym słoniem. Oczy ma małe to nie widzi. Uszy duże lecz nie słyszy. Słoniu słoniu wystaw rogi, przygnieć mnie dziś do podłogi. Podepcz trochę, pognieć, stłucz na kwaśne jabłko. Kości pogruchocz.

Kręgosłup, który pękł jak szklana rurka. Wystarczy wlać wodę do kwasu. Odmierzam się menzurką. Dwa mililitry mnie. Wiadro ciebie. Trzy nitki zaplatam w plecionkę. Zapakowana w szary papier garść sody oczyszczonej. Białe mydło na sznurku. Zakalkowany czarny, gumowy korek na łańcuszku. Pod lustrem mała sadzawka. Dwa tycie, słoniowe oka, dwa duże ciosy. Gruba skóra ze zmarszczkami. Martwe włosy długie i krótkie. W lustrze trochę pusto a trochę zaparowane. Coś kapie.