poniedziałek, 19 lipca 2010

CAŁA NAPRZÓD

Jeszcze się tam żagiel bieli, miałam cię na stole, miałam cię w pościeli. Miałam w wodzie i na lądzie, na ścianie, w mózgu, w portfelu, takich jak ty miałam wielu. Niczym się nie wyróżniałeś, zamiast mózgu papkę miałeś, papkę z wodorostów, jesteś idiotą po prostu. Jak pajac na maszcie wisisz, w swojej próżności się kisisz, aj aj panie kapitanie, aj aj morze to wyzwanie. Ahoj młodzieńcze piękny, nie jest twą największą klęską żeś w każdym porcie dziwką męską. Młodzieńcze banalnej urody, zrób nam wszystkim przysługę, skocz do głębokiej wody. Do wody zimnej i słonej, hej hej na horyzoncie ląd - nie umiesz pływać pod prąd. Za sterem zawsze z prądem, nie pływa się lądem, po lądzie się chodzi, płytka z ciebie zatoka lecz to nic nie szkodzi. Wybaczam ci żeś płytki, że ci nie stawał, żeś brzydki. Jak noc bezgwiezdna ciemny, twój trud taki daremny, kompleksów się nie pozbędziesz, zawsze tym gorszym będziesz. Za siódmą górą, za siódmą rzeką emocjonalną będziesz kaleką. Miałam cię w sercu, w najgłębszym swoim wnętrzu, w małym palcu, w nosie (prosie!), w oku, uchu, myślałam o tobie w duchu, że będziesz ojcem, mężem, kochankiem... i dzisiaj nad rankiem, zobaczyłam fusy w kubku, Cyganka prawdę ci powie, mam cię w dupie dupku.

środa, 14 lipca 2010

FAST FORWARD

Bo jam taka cnotka niewydymka. Taka przedłużajka niefruwajka. Tyłka niedająca rozkoszy skąpiąca. Nie ma nic od razu. Nie ma tak, że "cześć - cześć" i hop do wyra. Jak Ci zależy to poczekasz, poślinisz się, na rurki z kremem do cukierni mnie zaprosisz, a twoja rurka z kremem obejdzie się smakiem. Bo jam porządna, bo mnie trzeba zdobywać, bo jak chcesz to się postaraj.

Oj głupiaś ty, głupiaś.

Po pierwszym drinku i ustaleniu, kto się zabezpiecza. A potem hulaj ciałem - piekła nie ma. Im wcześniej, tym bezboleśniej. Póki elastyczność jeszcze jest na miejscu, póki sztywne i obezwładniające uczucia własne nie pogrążą cię w piekle bezsennych nocy i braku łaknienia. Im prędzej - tym lepiej. Im prędzej - tym mniej znacząco. Im prędzej - tym łatwiej pójść w swoją stronę. Czekanie na złe wychodzi. Bokiem wyjść może - wyjść może a wejścia nie zaliczysz. Długie dni/tygodnie/miesiące (o zgrozo!) oszczędzania się, zarastania pajęczyną, trzymania dla robali, czekania na wtórne dziewictwo dają nadzieję i nadają sens - a te nikomu do szczęścia potrzebne nie są. Czy są?...
Trzymanie za rączkę, buzi-buzi, zaglądanie w oczka a potem płacz i zgrzytanie pochwy, bo gówno wyszło. A jak się pospieszysz, rzucisz w błoto rozwiązłości, to co weźmiesz - twoim będzie. Graj z pozycji wygranego.

piątek, 9 lipca 2010

PIERWSZY LEPSZY

Ostatni będą pierwszymi... gdzie to było? Na pewno nie w PRL-u w kolejce po kiełbasę ... w kolejce do kasy PKP też nie - tam ostatni spóźniają się na pociąg.

Pierwsi będą ostatnimi? Pierwsi zawsze będą pierwsi. Chujowo jest być ostatnim, bo ostatni są ostatnimi i nigdy pierwsi nie będą. Ostatni będą pierwszymi... nie chce być ostatnia... Ty chcesz? Kto z osób na sali chce być ostatni? No co tak cicho? Co? Nikt?

A co gorsze od ostatniego? Od ostatniego gorsze tylko drugie. Lepiej być ostatnim niż drugim. Drugi zawsze kąpie się po pierwszym, drugi wyciera się ręcznikiem pierwszego, je z jego miseczki, pije z jego kubeczka, śpi na poduszce, którą pierwszy poprzedniej nocy poślinił, a rano dostaje resztki spermy, których pierwszy nie wykorzystał. I choćby drugi dostał 99/100, a pierwszy 1/100, to pierwszy dostał pierwszą setną i był pierwszy. A pierwszy lepszy przecież.

Nie będziesz miał Boskich cudzych przede mną.
A jak będziesz miał, to po prysznicu ręcznik dostaniesz po pierwszym - i obyś wytarł nim twarz.

środa, 7 lipca 2010

TERRA INCOGNITA

Tak to już jest, że po przekroczeniu pewnej granicy pewnego czasu trudno wrócić na swój teren. Na teren umiejętnego rozchylania ust, przypadkowego dotykania ramienia i tego niezwykłego, pożerającego ofiarę w całości spojrzenia. Za pewną granicą pewnego czasu jest już tylko piwo, pizza i piłka nożna.

Kochanka mieszkająca gdzieś wewnątrz zasnęła na amen i nie obudzi jej nawet wiadro wody wylane przez najprzystojniejszego z najmądrzejszych. Kochankę zastąpił kumpel. Kochanka sama zastąpiła się kumplem, na własne życzenie spieprzyła z krainy kokieterii i wabienia. Kochanka przestała mieć piersi, biodra i tajemnicę między udami. Jednocześnie zaczęła śmiać się ze sprośnych kawałów, zaczęła sama je opowiadać, tolerować bekanie, głośno sikać i drzeć się znad piwa, że przecież "s p a l o n y, a sędzia to idiota!!!!". Wewnętrzną samicę zastąpił nieznanego pochodzenia twór bez płci, twór bez seksapilu, twór chucią jedynie stojący.

Emigracja z państwa zwanego uwodzeniem następuje niespodziewanie. Nagle w lusterku wstecznym widzisz swoje niegdysiejsze terytorium, gdzie królowały niezwykłe napięcie i kosmiczne wyładowania erotyczne. Z przodu zaś droga, na której można być tylko dobrym kumplem z macicą.

wtorek, 6 lipca 2010

PRZYZWYCZAJANKA

Przyzwyczajanka to proces męczący. To proces całożyciowy. Proces kończący się wyrokiem dożywocia. Dożywocie dla każdego. Dożywocie, dożywoooocie, kup pan dożywocie! Dożywocie za pensa! Dla pani, pana! Dożywoooocie! Kupujcie dożywocie!..

W przyzwyczajance chodzi o to, żeby się przyzwyczaić. Do tego się przyzwyczaić, że jeden to nigdy dwa nie będzie. Nigdy. Bo jeden to jeden i basta. I o to chodzi, żeby sie z tym oswoić, pogodzić, żeby się z tym pokochać. Pokochać się ze swoim jeden. A twoje jeden to ty. Ty i tylko ty. I kłamią jeśli mówią, że ty i ono to wy, bo to przecież jedynie ty i ono, to jedynie jedno plus jeszcze jedno.

W przyzwyczajance wygrywa ten, kto bierze swoje dożywocie na klatę, wyciska je do końca w pojedynkę i wypija wszystko, co wyleci. Co z tego, że kwaśne. Na zdrowie.

piątek, 2 lipca 2010

(NIE)SZCZĘŚCIE

Najbardziej egoistyczno na świecie. Ni on ni ona - ono - to - egoistyczno ono. Nie ma płci i słusznie. Bo ten szczęść i ta szczęścia nie brzmi dobrze. Nie brzmi. Ale ono to co innego. I czy to przypadek, że ono tak samo jak dziecko - też ono? I dlaczego dziecko płci nie ma, tego nie wiem. Ale jest bliżej onemu do onemu niż jej czy jemu.

Egoistyczno i nie przetłumaczysz. Czy kładzie się do łóżka z mężem żony czy z żoną męża czy z żoną żony lub mężem męża czy w końcy z dzieckiem, psem czy penisem LR6 - nieważne. Ważne, że jest. Cało, puchnąco, tłusto i własno. Wylewająco się ze spodni, cieknąco spod spódnicy, tryskająco zdrowiem i życiem, o smaku wytrawnym, miodem polano, mlekiem płynąco, wrota otwierająco, wrota zatrzaskująco.

Czasem tak wielkie, że połknąć nie można i wtedy czas się udusić. Albo wypluć. Ale kto z własnej swojej nieprzymuszonej, odgórnie nadanej, w sejfie osobowości strzeżonej woli ono wypluje? Albo te małe takie. Te małe ona. W kieszeniach poupychane, w albumach układane, w butelkach zakorkowane małe ona. Moje moje m o j e. Każde moje, nie do podziału, nie do urwania, nie do oskubania, nie do oddania, nie do sprzedania.

Uśmiechnięto, zęby szczerząco, pijano, orgazmująco, pulsująco, po plecach głaszcząco, do ucha szepcząco, w szyję gryząco, uda liżąco, w twarz plująco, twarz całująco, manatki zwijająco, spieprzająco, uwielbiano, ścigano, pożerano, za rękaw ciągnięto, na kolanach błagano, moje, twoje, swoje, czyje egoistyczno ono.

[Z drugolipcową urodzinową dedykacją]