Bo jam taka cnotka niewydymka. Taka przedłużajka niefruwajka. Tyłka niedająca rozkoszy skąpiąca. Nie ma nic od razu. Nie ma tak, że "cześć - cześć" i hop do wyra. Jak Ci zależy to poczekasz, poślinisz się, na rurki z kremem do cukierni mnie zaprosisz, a twoja rurka z kremem obejdzie się smakiem. Bo jam porządna, bo mnie trzeba zdobywać, bo jak chcesz to się postaraj.
Oj głupiaś ty, głupiaś.
Po pierwszym drinku i ustaleniu, kto się zabezpiecza. A potem hulaj ciałem - piekła nie ma. Im wcześniej, tym bezboleśniej. Póki elastyczność jeszcze jest na miejscu, póki sztywne i obezwładniające uczucia własne nie pogrążą cię w piekle bezsennych nocy i braku łaknienia. Im prędzej - tym lepiej. Im prędzej - tym mniej znacząco. Im prędzej - tym łatwiej pójść w swoją stronę. Czekanie na złe wychodzi. Bokiem wyjść może - wyjść może a wejścia nie zaliczysz. Długie dni/tygodnie/miesiące (o zgrozo!) oszczędzania się, zarastania pajęczyną, trzymania dla robali, czekania na wtórne dziewictwo dają nadzieję i nadają sens - a te nikomu do szczęścia potrzebne nie są. Czy są?...
Trzymanie za rączkę, buzi-buzi, zaglądanie w oczka a potem płacz i zgrzytanie pochwy, bo gówno wyszło. A jak się pospieszysz, rzucisz w błoto rozwiązłości, to co weźmiesz - twoim będzie. Graj z pozycji wygranego.
środa, 14 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byle grzecznie