poniedziałek, 4 stycznia 2010

OBIAD U BOSKICH

Zeus zawisł nad parującym talerzem pełnym karkówki w kapuście i pieczarkach.
- Cóżeś się tak za...za...za.... – próbowałam znaleźć odpowiednie słowo, które złośliwie schowało się w ostatnich fałdach mojego mózgu.
- Zasapał? – rzucił znad talerza Mamut.
- Zamyślił? – pomagał z nadzieją Zeus.
... - Zasępił! Cóżeś się tak zasępił! – zabulgotałam radośnie krztusząc się pierogami. – Czyż to nie piękne, staropoetyckie i myszką trącące określenie?! – puszyłam się i promieniałam.
- Stare? – zdumiał się tatko. – To coś jak kutasik – powiedział wbijając zęby w padlinkę umaczaną w sosie. – Wiecie co to kutasik? - kontynuował.
- To chyba taka szabelka - Mamut zarumienił się wbijając wzrok w kartofla na widelcu.
- Szabelka?...chyba nie...szabelkę to się wkładało do pochwy, a kutasik...
- ...to taki pompon, frędzel noszony przy pasach szlacheckich kontuszy. Coś, co może się huśtać, dyndać, no zwisać – dokończył śpiesznie Zeus przeczuwając, że rozmowa zmierza w złym kierunku.
Mamut zachichotał nerwowo i przechylił szklankę z różową oranżadą.
Mhm...Kontusz to też ładne słowo...

1 komentarz:

Byle grzecznie