Tym razem rozsądne nic. Tym razem w dupie manie, list nie spisywanie, postanowień nie robienie.
Fajki rzuciłam już w sierpniu.
Dietę zmieniłam w okolicach listopada.
Ruszać zaczęłam się w grudniu.
Praca, jak będzie, to będzie; jak nie, to pozostanie haniebny zawód - córka.
Kwestie uczuciowo - damsko - męsko - seksualno - dyrdymałowo - bzdurowe niech leżą na poboczu i kwiczą. Opuszczam na nie kurtynę milczenia i pogardy.
Nowy rok niczym mnie nie zaskoczy.
Choć chciałabym życzyć wszystkim samych ochów i achów i cudów na niebie i ziemi, to zdroworozsądkowo się powstrzymam.
Niech będzie nudny jak poprzedni.
Żeby były porażki, które można przełknąć.
Żeby była odwaga kopnąć chamstwo w dupę.
Żeby starczało do pierwszego.
Żeby ktoś w końcu wymyślił cudowny środek na cellulit i łysienie plackowate (i żeby rozdawali go za darmo).
Żeby samcom chciało się szukać babskich stref erogennych i żeby ambicje życiowe samic wykraczały poza ślub, gromadkę dzieci w małym białym domku i łysawego acz poczciwego męża z oponką i włosami w uszach.
Tego wszystkiego plus morderczego kaca dnia następnego (bo jak rzygasz, to znaczy, że żyjesz) życzę ja - Natka Boska.
środa, 30 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:) fajnie tu :)
OdpowiedzUsuńa zapraszam częściej :)
OdpowiedzUsuń