„Czy Ty mnie kochasz?” – zapytała mama tatę tej nocy, kiedy poznali się w Duepa i od razu pokochali. „Ale tylko w pupę” – odpowiedział tata, po czym jął kochać mamę długo, namiętnie i na różne sposoby. Nie było to niepokalane poczęcie, raczej bardzo pokalane, a na pewno poczęcie na kolanach. Bo oboje na kolanach klęczeli i rytmicznie odmawiali „O boże, o boże” coraz głośniej ekscytując się tamtą piękną i spojoną tanim winem nocą. I z tego właśnie po-kolanego poczęcia wzięłam się ja – Natka Boska.
Mama ma na imię Marianna i nigdy nie żałowała, że mnie na świat wyparła. Tatko na imię ma Zeus - duży jest, siedzi na górze i czasem rzuca gromami, a gdy dowiedział się, że się pojawię, bardzo był rad. I tak sobie żyjemy od zawsze i opiekujemy się sobą wzajemnie: Marianna Boska vel Mamut, Zeus vel Big Z oraz ja – Natka Boska vel Natka Boska.
Mamut jest tym rodzajem rodzica, któremu trzeba przypominać, że dziecku należy się kara. Mówię więc czasem „Mamucie, paliłam zakazany owoc, a raczej jego liście; ukarz mnie proszę, gdyż to wychowawcze i zyskasz tym sposobem autorytet”. Wtedy Mamut robi kwaśną minę, przewraca oczami, trzy razy ciężko wzdycha i ciężką ręką z jeszcze cięższym sercem rozsypuje w pokoju groch, na którym później klęczę sobie z radością. Przyjemnie się tak klęczy i rozmyśla o pysznych grzechach młodości, za które ponosi się absolutnie zasłużoną, zadaną przez Mamuta karę. Kiedy już naklęczę się za swoje, Mamut pędzi do kuchni i ze skruchą piecze jakieś pyszności – a to z jabłkami, a to z truskawkami. I tak siedzimy potem w pachnącej kuchni i wymieniamy receptami na złamane serce i wrastające paznokcie...
czwartek, 3 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajnie, że wróciłaś do pisania :) No i podoba mi się tytuł bloga...
OdpowiedzUsuń