środa, 26 stycznia 2011
DZIEŃ ZA DNIEM
Kochamy, uczymy się i idziemy dalej. I tak jest ok. Zdradzamy, płaczemy i wracamy do przeszłości. I tak jest ok. Prosimy, wybaczamy, odpuszczamy. Jemy, śmiejemy się, idziemy do łóżka. Pijemy kawę rano i wino wieczorem i sok pomidorowy na kaca. Śpimy sami i ze sobą. Śpimy przy sobie i na sobie. Świat nas kręci, bo jest okrągły. W głowach wiruje i wibruje. Lecą oczka w rajstopach, łamią się obcasy i stereotypy, przełamujemy lody i własny strach. Kradniemy pomysły, serca i tożsamości. Odrzucamy, co dobre. Wybieramy źle. Malujemy usta i obrazy, których nigdy nikt nie kupi. Zamiatamy pod dywan okruchy po chlebie i paprochy własnych myśli upuszczonych. Pijemy słoną krew z rozciętego palca cudzego z nadzieją, że krew jest ujemna. Zlizujemy łzy i inne wilgocie ciała. Wciąż nadziewamy się na pal nadziei. Zmartwychwstajemy ze wstydem i w popłochu. Czasem garda, czasem pogarda. Odsłaniamy wszystkie karty. Jak psy szczekamy i czekamy, aż nas pogłaszczą, za uchem podrapią. Bijemy wroga, który nie istnieje. Gryzą nas wyrzuty sumienia, których nie potrafimy wyrzucić. Płaczemy bezgłośnie w objęciach własnych i ciasnych. Modlimy się do zdjęć i do ludzi śmiertelnych. Kiwamy głowami na znak zrozumienia i upojenia. Wynosimy na ołtarze spokój, aż w końcu w świętym tym spokoju zastygniemy na amen.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byle grzecznie