piątek, 21 stycznia 2011
GDY SIĘ ZAMKNIE OCZY, TO WCALE NIE JEST CIEMNO
Szkoda prądu. Tak mówią. I te rachunki za każdym razem kosmiczne. Ale jak to tak - zapytuję - po ciemku siedzieć? Trochę straszno. Ciasno jest w ciemności. Ruszyć się nie można. Ściany tak blisko. Za jasnością tęskno. No to pstryk. Raaaaazi a kuku raaazi. Źrenica się cała kurczy, plamy przed oczami fruwają. Błyszczące fatamorgany. Światło wwierca się w łeb. No to pstryk. O jaki spokój. Ciemność gęsta i słodka. I wstaję i potykam się o własne nogi i o wszystkie nogi pająków. W ścianę walę głową. Szarpią za sweter Szmerokąty i Ciarkoszepty. Wlewa się w płuca gładka smoła. Nie oddycham. I słabo się robi. No to pstryk. Wyskoczyły wszystkie zapomniane kształty, wszystkie palce długie i usta nienakarmione, ramiona okrągłe i plecy gładkie. Skubią długie palce moje krótsze, usta się krzywią, plecy odwracają się plecami. Nie chcę tego widzieć. No to pstryk. Znowu w tunelu ciasnym, ale własnym. Ciemno. Błędnik szaleje. Gdzie góra, gdzie dół. Grunt pod stopami, ale grząsko. Szukam brzytwy, ale nic nie widzę przecież. Już w mroku po kolana, po pas, po szyję. Boltzmann i Stefan stoją nade mną. Już nie śmieją się do rozpuku. Kręcą głowami. Przecież mówili, że ciemność absolutna przyjdzie wraz z temperaturą zera bezwzględnego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byle grzecznie