wtorek, 18 stycznia 2011
ZIEMIA OBIECANA (PRE-NATALIA)
Jakoś tak dzisiaj odeszły wody i zrobiło się mokro. Rozchlapane na lewo i prawo wszystkie zmyślone i prawdziwe osobowości. Wnętrzności na zewnątrz. Wywinięta na lewą stronę. Najlepiej zwinąć się w kłębek i wrócić do macicy. Dać się opłynąć ciepłym prądom, kołysać przyciszonym głosom. Przyciągnąć kolana do brody, zamknąć oczy, zatkać uszy. Przywiązać się żywym sznurem do uczuć bezwarunkowych. Dać się ponieść na nie swoich nogach. Pozwolić głaskać się przez skórę, czasem wyglądać przez pępek. Nie mieć imienia ani płci żadnej ani szans przed sobą ani błędów za sobą. Mieć tęczówkę bez koloru. Nie znać smaków i zapachów. Być bez blizn i bez znamion. Mieć język, który nie otarł się jeszcze o kurwę i pieprzenie. Bez zębów więc i bez zgrzytania nimi. Bez zębów więc i bez kąsania. W wilgotnej i dobrej ziemi obiecanej, z której wyrzuca matka i matka natura.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byle grzecznie