sobota, 20 listopada 2010
PSY DWA
Wiesz, masz już lat czterdzieści. Mógłbyś się w końcu rozwieść. Nie mogę tak czekać do usranej śmierci twojej. Moglibyśmy przez następnych lat dziesięć spać w jednym łóżku, pod prysznic chodzić razem. Moglibyśmy robić wszystko, żeby znudzić się sobą. Najpierw festiwal euforii i barw wszelakich. Twoje drugie życie to moje pierwsze. Będziemy czytać na głos ulubione książki, zabierać dzieci do ZOO. Nie moje dzieci rzecz jasna. Dzieci wasze. Będą mogły mnie poznać i po swojemu nienawidzić. Ta gwałcicielka życia rodzinnego, ta druga, ta ona. Orgazmy znowu miał będziesz i ja rozkosz jakąś tam. Adoracja moja ciebie, twoja mnie. Twoja będę, a na znak tego będziesz prowadził mnie za rękę jak sukę na smyczy. Dam ci w prezencie kaganiec, żebyś nie lizał obcych. Zrobię ci pranie, a ty mi dobrze. No chodź. W końcu i tak skończymy razem. Na lat dziesięć. Wrócimy do mokrego łóżka w Krakowie, do stołu z drewna w naleśnikarni. Spełnimy marzenia o Rosji i domu pełnym seksu. Domu pełnym ciepła może nawet. Ja przebiśnieg, ty kaktus. Żebyś mógł w pełni ze mnie korzystać, nie urodzę dzieci. Urodzę nowego, młodego ciebie. Młody ty dojrzejesz. I zamiast mnie z rana, wolał będziesz jajecznicę. Wtedy zerwę się ze smyczy. Zaskamle inna suka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byle grzecznie