Można sobie zrobić bardzo piękny makijaż z nieprzymuszonej głupoty własnej. Taki, co to powiększa oczy ku wytrzeszczowi, wydyma usta w smutku i porażce i uroczo zapada policzki ze zgryzoty i zgorzknienia.
- A biedna jest, bo głupia; a głupia jest, bo biedna - jak mawiał pewien potężny bóg wszechmogący na Olimpie siedzący.
Mądrość jest tłusta i wypoczęta, Głupota głodna chodzi i niewyspana. Mądrość jest rumiana i uśmiecha się szeroką gębą. Głupota jest trupioblada i ma niepełny garnitur zębów. A te co ma - ma zepsute. A te zepsute zje na narzekaniu i biadoleniu, że głupia i biedna.
Mądrość ma na drugie Zaradność, na nazwisko Cwana. Cwana sciśnie cycki w dekolcie, spod rąbka kiecy wywali kawałek pośladka - i kij z tym, ze cellulit - kiwnie palcem zakończonym sztucznym kolorowym paznokciem i Królewicz bezwiednie, bezmyślnie i bez sensu poleci właśnie na nią mając skromną, elegancką Biedną Głupotę za szarą myszkę, za nudną pannę bez krzty perwersji w lędźwiach, za nic.
Biedna Głupota trafi w efekcie na pół-narkomana, całego alkoholika bądż ćwierćinteligenta, zakocha się do nieprzytomnej nieprzytomności, zacznie go zbawiać i zabawiać, przytulać i przewijać, co skończy się gromadką chudych dzieci w patologicznej rodzinie pod tytułem "Biję cię bo cię kocham".
Przemyśleć i zapamiętać:
Mądrość - dobrze
Głupota - źle.
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
piątek, 27 sierpnia 2010
KIT-BOXER
Kolejny muskularny, piękny jak Adonis, prężny i gładki Kit-Boxer. Sierpowe kłamstwa, proste wykręty, odskok, doskok i garda na amen. W rundzie pierwszej po naiwnym pysku. Szarpnięć za włosy: jedno, choć to nieuczciwe. Mistrzostwo świata w faulowaniu. Telefoniczny gwałt przez ucho i wielkie, spektakularne KO. Popędzanie płciowe jest bardzo w porządku.
Poukładajmy ci w głowie myśli niczym klocki lego. Będzie płotek i ławeczka i ładna szubieniczka. Zrobimy sznurek ze sznurówki. Postawimy kata bez palców. Plastikowy kat nie mruga oczami. Rękami bez palców leniwie podłubie w nosie, zapadnie się zapadka. Zawiśniesz pod pokładem strachu i paniki, po nodze popłyną ci siki. Popatrzę i zaklaszczę radośnie. Lubię chleb i igrzyska.
Poukładajmy ci w głowie myśli niczym klocki lego. Będzie płotek i ławeczka i ładna szubieniczka. Zrobimy sznurek ze sznurówki. Postawimy kata bez palców. Plastikowy kat nie mruga oczami. Rękami bez palców leniwie podłubie w nosie, zapadnie się zapadka. Zawiśniesz pod pokładem strachu i paniki, po nodze popłyną ci siki. Popatrzę i zaklaszczę radośnie. Lubię chleb i igrzyska.
czwartek, 26 sierpnia 2010
ŚLEDŹ W ŚMIETANIE
- Ale co pani chciała przez to powiedzieć?
- Nie wiem... chyba to, że lubię śledzie.
- To znaczy, że wypowiedź była dosłowna?
- Tak myślę. Że nie to nie a tak to tak... przynajmniej u mnie.
- Czyli o takie zwykłe chodziło? O śledzie po prostu?
- O takie ze śmietaną i ogórkiem konserwowym.
- Śmietana... ogórek... co nam to mówi? Kształty falliczne i konsystencja nasienia... jest pani ewidentnie książkowym przykładem osobnika skrajnie fobicznego seksualnie. Stanowi pani zagrożenie dla otoczenia i siebie samej. Dostanie pani biały fartuszek. Rękawy będą lekko przydługie ale bez obaw - ładnie zawiążemy.
- Czy do śledzi dostanę również jajeczko?
- Jajeczko?... Panowie - na sygnale!
- Nie wiem... chyba to, że lubię śledzie.
- To znaczy, że wypowiedź była dosłowna?
- Tak myślę. Że nie to nie a tak to tak... przynajmniej u mnie.
- Czyli o takie zwykłe chodziło? O śledzie po prostu?
- O takie ze śmietaną i ogórkiem konserwowym.
- Śmietana... ogórek... co nam to mówi? Kształty falliczne i konsystencja nasienia... jest pani ewidentnie książkowym przykładem osobnika skrajnie fobicznego seksualnie. Stanowi pani zagrożenie dla otoczenia i siebie samej. Dostanie pani biały fartuszek. Rękawy będą lekko przydługie ale bez obaw - ładnie zawiążemy.
- Czy do śledzi dostanę również jajeczko?
- Jajeczko?... Panowie - na sygnale!
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
WCIĄŻ CHLOE
Zatoczyło się koło. Z punktu A do punktu A. Daleka to była droga. Trochę małego Muzeum Sztuki z Jednym Tylko Eksponatem nikt już nie odwiedza. Pusta, zrelaksowana głowa. Z cokołu pośrodku kryształowej sali spadł posąg z zielonymi oczami. Dwie gwiazdy odleciały do gwiazd. Gole ściany, zakurzone półki za brudnymi szybkami. Gipsowy pył i resztka włosów. Sprawy do pozamiatania. Spacer w starych kapciach po stęchłych korytarzach niepamięci. W wazonie zrobionym ze słoika śmierdząca woda po sierpniowym słoneczniku. Smutny kustosz na bezrobociu. Wypatroszona pluszowa miłość - została garść waty i dwa guziki niby misiowe oczy. Metalowe tętno na metalowym łańcuchu, dwie talie uśmiechniętych zdjęć.
Zatoczyło się koło. Z punktu A do punktu A. Pijana noc obrażona, pijana noc uśmiana. Noc za rękę złapana, noc za rękę prowadzona, noc nieśmiało całowana. Pachniało starym, znoszonym swetrem. Swetrem niewygodnym, swetrem sfilcowanym. Było za gorąco na utkane z sentymentów i wspomnień rękawiczki. Było za późno na szczerość do bólu. Było w sam raz na zapomnienie, przebaczenie, wymioty i sen co śpi sam. Jest grób pewnego czasu. Na nim gleba żyzna odpadkami chwil prawdziwych. Tam kiedyś urośnie nowy, zielony pęd. Nauczyć się nie wierzyć i nie czekać na wskrzeszenie.
Zatoczyło się koło. Z punktu A do punktu A. Pijana noc obrażona, pijana noc uśmiana. Noc za rękę złapana, noc za rękę prowadzona, noc nieśmiało całowana. Pachniało starym, znoszonym swetrem. Swetrem niewygodnym, swetrem sfilcowanym. Było za gorąco na utkane z sentymentów i wspomnień rękawiczki. Było za późno na szczerość do bólu. Było w sam raz na zapomnienie, przebaczenie, wymioty i sen co śpi sam. Jest grób pewnego czasu. Na nim gleba żyzna odpadkami chwil prawdziwych. Tam kiedyś urośnie nowy, zielony pęd. Nauczyć się nie wierzyć i nie czekać na wskrzeszenie.
JAKA PYSZNA SANNA
W ogródku bardzo zielonym, wśród kwiatów wielce kwitnących i komarów kurewsko tnących biesiadowali Boscy wraz z gośćmi. Efektem biesiady: butelki wokół po winie leżące; korków nie było, zakrętki owszem. Paliły się płomiennie pochodnie benzynowe. Natka Boska namiętnie i z pasją wielką ujeżdżała zrobione z materaca sanki. W swoich schizofrenicznych wybrykach własnych dobrnęła do momentu, gdy na drodze wyrosło jej zaśnieżone drzewo. Zwinnie je ominęła i w zrobionym z ogrodowych poduszek zimowym kożuchu pomknęła dalej.
- Tak - to mój plemnik - westchnął nieco przepraszająco Zeus rumieniąc się i gubiąc wśród pytających spojrzeń gości.
- Cholera wie, gdzie twoje plemniki - prychnęła Ciotka z Ameryki.
- W chusteczce, w chusteczce - odpowiedział zziajany głos na saneczkach.
- Ho ho, hi hi - zaśmiał się nerwowo Zeus. - Po tatusiu taka ona. Ma w sobie kawal zabawnego chłopa!
Natka Boska nie czuła w sobie chłopa, miedzy nogami miała tylko saneczki. Pomknęła w stronę Sherwood.
- Tak - to mój plemnik - westchnął nieco przepraszająco Zeus rumieniąc się i gubiąc wśród pytających spojrzeń gości.
- Cholera wie, gdzie twoje plemniki - prychnęła Ciotka z Ameryki.
- W chusteczce, w chusteczce - odpowiedział zziajany głos na saneczkach.
- Ho ho, hi hi - zaśmiał się nerwowo Zeus. - Po tatusiu taka ona. Ma w sobie kawal zabawnego chłopa!
Natka Boska nie czuła w sobie chłopa, miedzy nogami miała tylko saneczki. Pomknęła w stronę Sherwood.
poniedziałek, 9 sierpnia 2010
DZIEWCZYNKI
A dnia siódmego było rykowisko. Ryczałyśmy na siebie i każda w poduszkę. Kochanki z brudnego podwórka. Popsuło się liczydło. Z pękniętych patyczków posypały się kolorowe komórki cielesne. Nie ma co liczyć na siebie, ani tobie dni do krwotoku. Ufasz? Uf uf.
Jak chcesz, to zgładzę cię po włosach. Nie popchniemy już jednego wózka dla lalek. Encepence w której ręce, raz w pokoju raz w łazience. Nie będzie już zabawy w doktora. Nie będzie kolorowej kredy i skakania w gumę.
Zabieram ćwiczone na sucho pływanie w cudzej ślinie. Do tornistra w bajkowe wróżki wkładam zapach i smak kobiecości, pierwsze pijackie zwierzenia. Odjechał pociąg a w nim pociąg. Zjedz ze mną ostatni słoik powideł, obliż palce moje i swoje. Pociągnij raz jeszcze za dorosły warkoczyk.
Jak chcesz, to zgładzę cię po włosach. Nie popchniemy już jednego wózka dla lalek. Encepence w której ręce, raz w pokoju raz w łazience. Nie będzie już zabawy w doktora. Nie będzie kolorowej kredy i skakania w gumę.
Zabieram ćwiczone na sucho pływanie w cudzej ślinie. Do tornistra w bajkowe wróżki wkładam zapach i smak kobiecości, pierwsze pijackie zwierzenia. Odjechał pociąg a w nim pociąg. Zjedz ze mną ostatni słoik powideł, obliż palce moje i swoje. Pociągnij raz jeszcze za dorosły warkoczyk.
sobota, 7 sierpnia 2010
NIEŁADNIE
Ty mały, wstrętny kłamczuszku. Tam ciuciuciu, fififi, umparumpa, a tu przychodzisz na kolanach ze wzwodem do pępka samego i prosisz o loda pysznego. Ojojoj grzeszny świntuszku - łakocie są tylko dla grzecznych dzieci. Wytargam cię za uszko mały, niewierny jebako. Apetytu można sobie narobić gdziekolwiek, ale jemy w domu! Szlajanki po restauracjach za dziewczynki swej plecami? Ajajaj - nieładnie kolego. Skarć lepiej szybko swego głodnego, sterczącego. Każ mu leżeć potulnie i kwiczeć - a ty a ty! Masz swoje ciastko, a zlizujesz lukier z cudzego? A fe! Klepnij szybko paciorek za grzech drugi i piąty! Żarcie z nieswojego stołu lepsze? Po nim się zawsze rzyga do usranej śmierci, karaluszku. No wstań już wstań z tych klęczek, nie będzie dziś deseru - klaps klaps. Idź już do domu swojego, stań za karę w kącie, klęknij na grochu i tam po cichutku pobaw się sam.
czwartek, 5 sierpnia 2010
DZIKI PĘD
Odgarnięte włosy. Lekko rozchylone nogi. Wdech. Zamknąć oczy. Otworzyć oczy. Zapach pachnie. Gorąco. Wilgotno. Oddech przyspiesza. Serce mocno bije. Głębszy oddech. Serce mocniejsze. Serce puchnie. Wszystko napięte. Wszystko rozluźnione. Szybciej. Mocniej. Szybciej. Mocniej. Dalej. Głębiej. Gorąco. Mokro. Krople między piersiami. Krople na pośladkach. Krople na udach. Oblizane usta. Mętny wzrok. Omdlałe ciało. Szybciej. Szybciej... Oddech w galopie. Dłonie na biodrach. Jęk... chwila ciszy. Głęboko, głęboko szalejące serce. Wdech... wydech... biegnę dalej...
środa, 4 sierpnia 2010
TRÓJCA ŚWIĘTA
Z całej Trójcy najbardziej lubię wierzę w ciebie Włożę Żywy. Bo przecież dupa nie jest od myślenia, serce od dawania a mózg od kochania. Nawet jeśli można dawać do myślenia i kochać w pupę, to nic tu się nie zgadza.
Pomieszanie zmysłów to choroba bardzo cywilizacyjna. Biedne, małe, niepełnosprytne cichodupodajki nie wiedzą czym się myśli a czym kocha. Za dużo: musisz, powinieneś, nie wolno, wolno, prosto, krzywo, szybciej, wolniej. Smakują oczami, węszą uszami, patrzą pochwami, dotykają penisami.
Samomolestujące się dzieci. Autoagresywne czułości od krwi pierwszej. Im strzelać nie kazano. Wstąpiły w dorosłą skórę. Spojrzały przed siebie, dwieście penisów stało. Łatwych niewiniątek ciągną się szeregi, bez serca, bez ducha, maloletnie lebiegi.
Na supernianię i karnego kotka o 32 okresy, 17 gwałtów i 3 aborcje za późno.
- Jak mi dasz, będę cię kochał.
- Jak ci dam, to mi nie zabierzesz.
Pomieszanie zmysłów to choroba bardzo cywilizacyjna. Biedne, małe, niepełnosprytne cichodupodajki nie wiedzą czym się myśli a czym kocha. Za dużo: musisz, powinieneś, nie wolno, wolno, prosto, krzywo, szybciej, wolniej. Smakują oczami, węszą uszami, patrzą pochwami, dotykają penisami.
Samomolestujące się dzieci. Autoagresywne czułości od krwi pierwszej. Im strzelać nie kazano. Wstąpiły w dorosłą skórę. Spojrzały przed siebie, dwieście penisów stało. Łatwych niewiniątek ciągną się szeregi, bez serca, bez ducha, maloletnie lebiegi.
Na supernianię i karnego kotka o 32 okresy, 17 gwałtów i 3 aborcje za późno.
- Jak mi dasz, będę cię kochał.
- Jak ci dam, to mi nie zabierzesz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)