wtorek, 31 lipca 2012

MIJALNIK

To samo ciało, o którym mówiłam, że jest wiotkie, uplecione z grudek tłuszczu. Ciało nie moje, ale wyczuwalne. Ciało nie prężne, ciało takie, które czołga się przez dni i noce. Co było jasne - ciemnieje. Wilgotne wysycha, gładkie marszczy się i nabiera złego smaku. Codziennie o godzinie 23.17 świeże kwiaty podlewa się wódką. 

Ramię, które podskakiwało szkolnym korytarzem, dźwiga teczkę papierów. Na każdej kartce daty ostateczne, imiona, które właśnie się skończyły. Daty, które były raz na zawsze. Krótkie rzędy niedoświadczeń, niedomarzeń, niedomówień. Obcięte włosy, utracone błony, wyplute śliny. Te wszystkie obrzydzenia, których się nie poczuło, czekolady, których się nie zjadło, pieprzyki, których się nie popieprzyło. Krew z krwi, sól z soli, poczęcie z ducha świętego, Natalia z Brooklynu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byle grzecznie