sobota, 13 października 2012

PODŁOGA


Gdzieś na podłodze między brudnym od rozlanego wina progiem sypialnianych drzwi a nowym sznurem do wieszania. Z dołu wyglądasz jak ktoś znajomy. Masz ten sam krzywy nos i ciemne włosy choć dłuższe. Może to ja od dołu, może ty widzisz siebie z góry. Brzuch puchnie. Podciągam się na łokciach żeby obejrzeć twoje kolano. Masz blizny jak moje, mocne jak moje łydki. To dobrze, że w końcu mogę być nikim lub tobą. Śmieję się bo to modne, a ty lubisz gdy się śmieję.
Wtedy możesz bić mi brawo albo ściskać moją pierś.

 W końcu i tak wybierzemy – ja ciebie i ty siebie. Pociągiem w siną dal. Ja sina, ty sina. Po co mówić. Potrzymamy się za ręce, pocałujemy czy coś. Potem ja ucieknę, a ty udasz, że się nic nie stało. Natapirujesz włosy, pomalujesz usta na czerwono. 

2 komentarze:

  1. świetnie piszesz. niezmiennie.

    OdpowiedzUsuń
  2. prorocze. brzuch puchnie, a ja maluję usta na czerwono i udaję,że nic się nie stało.

    OdpowiedzUsuń

Byle grzecznie