Ramię, które podskakiwało szkolnym korytarzem, dźwiga teczkę papierów. Na każdej kartce daty ostateczne, imiona, które właśnie się skończyły. Daty, które były raz na zawsze. Krótkie rzędy niedoświadczeń, niedomarzeń, niedomówień. Obcięte włosy, utracone błony, wyplute śliny. Te wszystkie obrzydzenia, których się nie poczuło, czekolady, których się nie zjadło, pieprzyki, których się nie popieprzyło. Krew z krwi, sól z soli, poczęcie z ducha świętego, Natalia z Brooklynu.
wtorek, 31 lipca 2012
MIJALNIK
To samo ciało, o którym mówiłam, że jest wiotkie, uplecione z grudek tłuszczu. Ciało nie moje, ale wyczuwalne. Ciało nie prężne, ciało takie, które czołga się przez dni i noce. Co było jasne - ciemnieje. Wilgotne wysycha, gładkie marszczy się i nabiera złego smaku. Codziennie o godzinie 23.17 świeże kwiaty podlewa się wódką.
środa, 18 lipca 2012
HAZEL
Hazel Ortega zdradziła mnie pocałunkiem. Nalałam jeszcze jeden kieliszek.Wino niemieckie, ser francuski, a Hazel prawdziwie meksykańska, pachnąca chilli i fasolą z mięsem. Do dna. Nieco chuda w kostkach, w biodrach miękka mamacita. Śniada Hazel. Kobieta o smaku wędzonej papryki. Z lśniącym od potu czołem mi chica latina. Nie malowała paznokci u stóp, u dłoni czerwony lakier, w dzbanku biała horchata. U niej się mówi kto milczy, ten żyje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)