środa, 23 marca 2011

JEST PIERWSZA ZERO OSIEM

Chodź - pogramy w karty. Kto gra w karty ten ma nos obdarty, zadarty... a może darty? A może w bierki, w remi-brydża, w kanastę? Pograj, poigraj. Dam ci się przegrać. Pamiętasz bułkę z mlekiem i cukrem? I meblościankę i babcię co podgrzewała serdelki? W musztardówce była musztarda, a potem herbata. Pi i sigma. Piłką zbiliśmy lampę. Tarzanie na pufie, namiot z koca.

Na czarnym szwedzkim stoliku stoi lampa z abażurem z gazety, dwa litry soku z pomarańczy ponoć świeżych. Prześcieradło jest pomechacone i różowe, za co przepraszam. Za oknem jest cmentarz więc i spokój święty. Są psy i to co po nich. Sąsiad co nie bije, nie pije. Na korytarzu jest yuka i dym po papierosach. Bilet za sto dwadzieścia złotych i kanapki z serem. Kończy mi się pokora i kawa. Śpię w głupiej pidżamie i przy otwartym oknie. I znowu karmazynowy przypływ i żarcie z odzysku. Halo - to ja - pędzę do ciebie światłowodem.

Chyba przeszło. Co za szczęście. Przestały boleć zęby. Może założę aparat i konto w banku całkiem nowe i puste. Zgubiłam chustkę do nosa i gdzieś dziewictwo z odzysku. Kaloryfer ma cztery żeberka. Są zimne, nawet chude. Rano świeci niebieskie słońce, w pokoju obok zielone. Kawa z aluminiowego czajnika. To prawda, że nie mam talentu. Ale mam torbę w kolorowe kółka i szpinak w lodówce. Pajęczynę w kącie. Lekką nadwagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byle grzecznie