wtorek, 7 czerwca 2011

NA BRZUCHU

Puściłam się kantem. A co mi tam . W końcu zło to nie dobro, a truskawki w tym roku mają pestki. To bardzo ważna rzecz krzywić się rano do lustra, a nocą zazdrościć. Wszystkich cudzych dni, brzuchów płaskich bądź okrągłych, jasnych włosów, długiego języka. Szczęście, co spadło ze sznurka. Odwiązał się supeł, poturlało się jak pieniądz z dziurką. Dziś poliżę się po łokciu. Niebieskie kredki są do rysowania siniaków, czerwone do śladów po ustach i resztek lakieru na paznokciach. Kiedyś... ach kiedyś to były czasy... brzydził mnie tylko śledź i pot i wódka. Teraz dzień poprzedni i kolejny wyciągam jak włos z zupy. W kłamstwie i pochwie cała siła moja. Albo nasza niewspólna. Cicho i duszno i pusto. Niebo pokłute szpilkami. Ziemia spuchnięta wodą i solą. A ja mówię nie i chuj. Nie będę spała na plecach. Brudnymi stopami do góry.